Rowerem przez Europę (część 2)

Wyprawa Druga (1995 rok , 11 dni , 970 km)

Dzień pierwszy (1.07 - sobota) - 90km.

Wraz z żoną wyjeżdżamy wczesnym rankiem z Kołczewa. Nie mieliśmy dokładnie określonej trasy, ale wiedzieliśmy, że będzie ona dłuższa niż rok temu. Jaki dystans uda się na pokonać bez prawie żadnego przygotowania kondycyjnego? To była wielka niewiadoma. Po godzinie dotarliśmy do Wolina. Dalej Goleniów i Stargard Szczeciński. Pod wieczór rozbijamy namiot tuż przed tym miastem, w jakimś zagajniku. Jak zawsze na poczatku takich wycieczek, nie mogłem spać całą noc.


Dzień drugi (2.07 - niedziela) - 80km.

Szybko dojeżdżamy do Stargardu Szczecińskiego. Dalej Pyrzyce, Lipiany i Barlinek. Na noc zatrzymaliśmy się przed Strzelcami Krajeńskimi.


Dzień trzeci (3.07 - poniedziałek) - 90km.

Rankiem przejeżdżamy przez Strzelce Krajeńskie i udajemy się w stronę Drezdenka. W Drezdenku przekroczyliśmy Wartę i postanowiliśmy jechać wzdłuż tej rzeki do Wielenia i dalej do Czarnkowa. Po drodze widzieliśmy wypalony las na przestrzeni kilku kilometrów. Żywoł to jednak siła. Za Czarnkowem wreszcie zasłużony wypoczynek.

Dzień czwarty (4.07 - wtorek) - 90km.

Jedziemy dalej przed siebie. Chodzież, Margonin, Gołańcz, Kcynia, Nakło, Mrocza i wreszcie nocleg. Pierwsze objawy zmęczenia.

Dzień piąty (5.07 - środa) - 100km.

Wreszcie wiemy gdzie jedziemy - na Hel. Przez Więcbork i Sępólno Krajeńskie dotarliśmy do Tucholi. Nie namyślajac się długo wjeżdżamy w Bory Tucholskie. Imponujace! Przez wiele kilometrów żadnej miejscowości, lasy ciągnące się bez końca, szosa przez długi czas w lini prostej. Myśleliśmy, że już błądzimy. Ale nie - po wielu godzinach dotarliśmy do głównej drogi. Odetchneliśmy z ulgą. Przed Skórczem (taka miejscowość a nie skórcz mięśni) zatrzymaliśmy się na noc.

Dzień szósty (6.07 - czwartek) - 80km.

Przez Skórcz dojechaliśmy do Starogardu Gdańskiego, gdzie żona oświadczyła, że nie ma wiecej siły na jazdę. Jednak po dłuższym odpoczynku i lekkiej wymianie zdań ruszyliśmy dalej. Skarszewy, Liniewo, Egiertowo i Kartuzy, to kolejne mijane miejscowości. Za Kartuzami zasłużony odpoczynek.

Dzień siódmy (7.07 - piątek) - 70km.

Jedziemy dalej na północ. Zawitaliśmy do Wejherowa, a potem po wielu godzinach jazdy dotarliśmy nad morze w Karwi. Przed Władysławowem zatrzymaliśmy się na noc. Po wielu latach, biegnąc Maraton Pucki, wspominałem dawne dzieje.

Dzień ósmy (8.07 - sobota) - 110km.

Wyruszyliśmy na Hel. Niestety do końca półwyspu nie dojeżdżamy, ponieważ natykamy się na posterunek wojskowy. Poinformowano nas, że przepuszczane są tylko samochody, a rowerzyści i piesi mogą do Helu dojechać pociągiem. Zawróciliśmy więc. Jednak nie żałowaliśmy tego dnia. Po drodze widzieliśmy imponujący widok - Bałtyk po jednej stronie i równocześnie Zatoka Pucka po drugiej. Minęliśmy Władysławowo i Żelazno, zanim zatrzymaliśmy się na noc tuż przed Wickiem.


Dzień dziewiąty (9.07 - niedziela) - 120km.

Robimy coraz więcej kilometrów. Chyba ciągnie nas do domu. Wicko, Słupsk, Ustka i Darłowo, to mijane przez nas miejscowości. Za Darłowem spędzamy noc.

Dzień dziesiąty (10.07 - poniedziałek) - 90km.

I znowu na zachód - do domu. Do Mielna jechaliśmy wąskim przesmykiem miedzy morzem i Jeziorem Jamno. Dalej Ustronie Morskie, Kołobrzeg, Trzebiatów i Gryfice. Tutaj czekała na nas rodzina. Dwa dni odpoczynku przed ostatnim skokiem do domu.


Dzień jedenasty (13.07 - czwartek) - 50km.

Świerzno, Kamień Pomorski, Dziwnów i wreszcie w domu. Dla mnie jednak było to za mało. Obudził się we mnie "zew krwi". Po czterech dniach wyruszyłem na podbój Europy.

Napisał Jarek Kosoń

Wyprawa Trzecia - część I