Kieruję się w stronę Szwajcarii. Freiburg, Bad Krozingen, Müllheim i wreszcie prawdziwa granica. Nie kontrolowany przez nikogo wjeżdżam do Szwajcarii. Bazylea, Rheinfelden i Olten. Po drodze błądzę trochę. W jakiejś miejscowości pytam się o drogę do Olten. Pokazuje mi ktoś kierunek, ale ze zdziwionej miny wnioskuję, że trzeba być alpinistą aby tą drogą dotrzeć. Przede mną piętrzą się Alpy, więc zbaczam nieco w bok i "na nosa" kieruję się do celu. Koło wąskiej asfaltowej drogi, która wiła się serpentynami, stał samotny budynek. Gospodarz którego pytam o drogę długo zastanawia się. Wygląda na to, że słabo orientuje się w terenie. Może mieszka tu od dzieciństwa i nie interesuje go to, co znajduje się dalej niż kilkanaście kilometrów stąd? Po dłuższym namyśle mówi, że dobrze jadę. Rzeczywiście. Po jakimś czasie wjeżdżam na "normalną" drogę i już wiem dokąd jadę.
Mijam Solothur i dojeżdżam do Berna. Dalej Langnau i odpoczynek.
Lucerna, Arth, Rapperswill. Po drodze góry i urocze jeziora.
Wattwil, Nesslau, Gams - pod górę przez kilka godzin. Potem długi zjazd. Jeszcze Buchs i już Liechtenstein. Zaliczam Vaduz. Następnie kieruję się w stronę Austrii. Przekraczam granicę. Feldkirsch, Götzis, Hohenems, Dorbin.
Lustenau, Bregenz i już granica z Niemcami. Podziwiam po drodze jezioro Bodeńskie. Lindau, Wangen, Leutkirsch, Memmingen. W jakimś miasteczku trafiam na festyn. Wielkie namioty, piwo leje się strumieniami, ogromne ilości jedzenia.
Neu Ulm, Günzburg, Dillingen, Donauwörth, Neuburg.
Ingolstadt, Neustadt, Kelhaim, Bad Abbach i wreszcie Regensburg. Na drodze głównej był zakaz wjazdu rowerów, więc musiałem trochę kluczyć na bocznych drogach.
Regenstauf, Bruck, Rötz, Waldmünchen i już granica z Czechami. Ponieważ zaczyna padać, więc kilka kilometrów od granicy rozbijam się na nocleg.
Horsovsky Tvn, Stod, Pilzno, Rokycany, Zdice. Od Pilzna jadę wzdłuż nowej autostrady.
Beroun, Kladno, Slany, Melnik - szybko zbliżam się do Polski.